Dawno mnie nie bylo, dlatego musze nadrobic zaleglosci i zabrac sie do pracy !:)
Szczerze musze przyznac ze nigdy nie palalam miloscia do rozy. Posiadalam jakis tam jeden, ktory szybko oddalam kolezance. Nie wiem, twierdzilam ze takie cos mi nie pasuje, nie mam pojecia czy chodzilo o zly kolor, czy nieumiejetnosc w nakladaniu. w kazdym razie od tamtej pory na dlugi czas zostawilam roze w spokoju.
Ale od tamtej pory wiele sie zmienilo :) Teraz moj kuferek ma specjalna przegrodke tylko dla rozy, ktorych jest tam juz calkiem sporo. Miedzy innymi gosc z Inglota - Cream Blush w numerze 84.
Sloiczek pozornie malutki, ale produktu w nim stosunkowo duzo, nie wiem kiedy to mi sie skonczy. Nad wyborem koloru dlugo sie nie zastanawialam, ten podobal mi sie najbardziej. Taki nie do konca roz, nie do konca brzoskwinia, fajny kolorek. Roz jest oczywiscie zupelnie matowy, zero drobinek ani nic.
Trzeba przyznac, ze nie jest to produkt na codzien, chyba ze ktos ma duzo czasu rano. Rownomierne nalozenie jest o wiele bardziej pracochlonne niz zwyklego rozu w kamieniu, jednak efekt koncowy nieco sie rozni. Ten pozostawia taka widoczna powloczke na policzkach, jest bardziej intensywny niz roz w kamieniu. Mozna stopniowac kolor i jego intensywnosc na policzkach, ale jest to na pewno trudniejsze niz w przypadku klasycznego kamienia.